poniedziałek, 28 lipca 2014

Chapter two


*Louis*

Mam wielki mętlik w głowie. Dzisiaj muszę podjąć decyzję swojego życia. Gdy pomyślę o wszystkich fankach, które czekają z wiarą na to, że jednak nie opuszczam One Direction, to  w sercu mi się kroi, ponieważ mogę je zawieźć. Naprawdę, to wszystko już za bardzo mnie nie kręci. A w ogóle Eleanor bardzo zależy, abyśmy na stałe zamieszkali w Doncaster. Uważa, że ma dość tego, iż nie mam dla niej czasu, gdyż ciągle podróżuje. Raz muszę być w Londynie, bo trzeba nagrać nowe kawałki, a innym razem na meczu lub treningu w Doncaster. Podróże pomiędzy tymi miastami są bardzo męczące. Przez nie, nie mam czasu na nic i cierpi na tym moja dziewczyna. Kocham ją i bardzo mi na niej zależy, więc jestem w stanie poświęcić się dla niej.
Teraz czekam w Sali konferencyjnej na wszystkich producentów, menadżera i chłopaków. Jestem strasznie zdenerwowany. Och reakcja będzie nie do opisania. Na pewno będą zdziwieni, ale muszą mnie zrozumieć. Za równo piłka i śpiew jest dla mnie ważny, lecz muszę wybrać jedno z nich. Myślę egoistycznie, ale taki w pewnych momentach jestem. Powinienem liczyć się z tym, iż fanki mogą mnie znienawidzić, ale teraz obchodzi mnie tylko szczęście moje i Eleanor.
- Witam, panie Tomlinson. Mam nadzieję, że bardzo dobrze pan myślał nad podjęciem właściwej decyzji – przywitał się ze mną uściskiem dłoni, właściciel wytwórni. Reszta uczestników weszła za nim i również przywitali się. Popatrzyłem na wszystkich i ujrzałem niepewność oraz strach w ich oczach. Chciałbym, aby odetchnęli z ulgą, lecz nie mogę.
- Mamy nadzieję, że pomyślałeś też o nas – odparł Harry, który poklepał mnie po ramieniu i wraz z chłopakami, usiadł na wyznaczonym miejscu. Popatrzyłem na nich. Niall coś jadł, Liam rozmawiał z Paulem, Zayn wystukiwał coś na klawiaturze telefonu, a Harry spoglądał smutno w moją stronę. Będzie mi ich cholernie brakowało.
- Louis, wiemy, że chciałbyś rozwijać się również jako piłkarz i mamy rozwiązanie, abyś nie musiał rezygnować z jednej ze swoich pasji – zaczął dyrektor wytwórni.
- Tylko ja już podjąłem decyzję i nie mam zamiaru jej zmieniać – powiedziałem stanowczo. Chciałbym już to wszystko im przekazać i jak najszybciej stąd wyjść.
- Proszę, wysłuchaj mnie tylko. Potem powiesz nam, co zdecydowałeś – mówił. W oczach Harry’ego pojawił się błysk. Pokiwałem twierdząco głową, aby kontynuował. Po tym wszystkim, tak nie zmienię zdania, ale świadomość, że przez ten moment Hazz rozpromieni się, jest tego wart. - Mamy dwie opcje. Jeżeli bardzo zależy tobie na zamieszkaniu w Doncaster, to zbudujemy studio właśnie tam, abyś nie tracił czasu na dojazd. Jednak zawsze mogę załatwić, abyś grał w innej drużynie piłkarskiej, której siedziba jest blisko tego budynku. Zaoszczędziłbyś czas i nie zawiódłbyś fanów, którzy oczekują, że zostaniesz w 1D – dokończył. Prawdę mówiąc, pomysł spodobał mi się, ale nie wiem jak zareagowałaby na to Eleanor. Bardzo zależy jej na częstszym spędzaniu ze mną czasu i jakbym oznajmił jej, że nie zrezygnowałem, to wpadłaby w szał. Dwa razy już byłem świadkiem takiego zjawiska i trzeci raz nie chciałbym coś takiego zobaczyć. Mam wielkie plany wobec swojej ukochanej, więc nie mam zamiaru narażać tego związku na kłótnie, a w najgorszym wypadku na rozpad. Kocham ją i przez głupie nie odejście z zespołu, nie chcę jej stracić. Mogłaby mnie też trochę zrozumieć, że kocham, to co robię, lecz wiele razy próbowałem jej to przetłumaczyć. Moje gadanie nic nie pomagało.
- Nie zrozumcie mnie źle, ale swojego zdania nie będę zmieniał, choćby nawet treningi byłyby zaraz za płotem studia. Nie podjąłem decyzji tylko ze względu na długie odległości, ale też na Eleanor. Bardzo ją kocham, a przez brak czasu dla niej, mógłbym ją stracić – mówiłem, ale Liam mi przerwał. Gdyby to nie mój przyjaciel, to zwróciłbym mu uwagę i palnął do tego coś głupiego.
- Fanki też cię kochają, my też cię kochamy, Louis. Czy nasze drogi muszą się rozejść? One Direction nie będzie takie samo, bez ciebie. Potrzebujemy cię, Lou – powiedział Daddy ze smutkiem. Naprawdę gdyby El tak nie zależało, to zostałbym z nimi, ale los tak chciał, aby skończył jako Louis Tomlinson – sławny piłkarz, a nie Louis z One Direction lub u innych jako potajemny chłopak Hazzy.
- Wiem to, ale zdania już nie zmienię. Przykro mi.
- Przykro ci!?! Serio? Przykro?! – krzyczał Harry. Ze smutkiem wymalowanym na twarzy i łzami w oczach, wybiegł z sali konferencyjnej. Chciałem za nim pobiec, lecz Zayn odradził.
- Jeżeli już nas zostawiasz, to zjadłbyś ze mną ostatni raz pizze? Lub cokolwiek? – zapytał Niall. Uśmiechnąłem się, gdy do moich uszu dotarło to pytanie. Przynajmniej widać, że jeden z nich nie ma do mnie wielkiego żalu.
- Oczywiście, tylko napiszę do Eleanor, że wrócę trochę później.
- Przynajmniej raz ważniejszy jest przyjaciel od El – prychnął pod nosem Malik. Spiorunowałem go wzrokiem. Już widać, kto drugi z kolei będzie miał przez dłuższy czas do mnie pretensje i pokarze to.
- Dziękuję wszystkim, że przez te lata, mogłem z wami pracować. Również dziękuję panu dyrektorowi, który znosił moją obecność w tym budynku, choć wiem, że było trudno – wypowiedziałem ostatnie słowa i ruszyłem ku drzwiom, aby pójść na pizze z Horankiem. Po drodze napisałem wiadomość do El. Nie zdziwiła mnie jej odpowiedź, która była pełna pretensji.

Wrócę później, kochanie. Idę z  Horankiem na pizze, bo nie wiem kiedy spotkam się z nim ponownie.



Że co? Miałeś mi pomóc w pakowaniu walizek! Jeszcze mieliśmy iść na zakupy i do mojej koleżanki! Jak możesz mnie odstawiać na bok?!



Nie denerwuj się i mnie zrozum. Nie wiem kiedy zobaczę chłopaków, więc chcę spędzić chociaż z Niallem ten ostatni czas.

Dziewczyna już nic nie napisała. Mam nadzieję, że zrozumiała mnie i nie zrobi wielkiej awantury, gdy wrócę do domu. Prawdę mówiąc, to nie przepadam za koleżanką El, więc wypad na pizze, uratował mnie przez zamulaniem. Sądzę, że to przez nią ukochana mnie kontroluje i robi awantury o byle co. Zanim się poznały, to El ufała mi w stu procentach, nawet nie była zazdrosna o fanki, które przytulam. Dzień, w którym zakolegowały się, uważam za stratę mojej kochanej Eleanor. Wcześniej inne dziewczyny nie dorastały jej do pięt, a teraz to szkoda gadać.
- I jak? – zapytał blondynek, który zauważył, że zamyśliłem się.
- Jak zwykle źle. Miałem jej pomóc w pakowaniu, pójść z nią na zakupy i do jej durnej koleżanki. Na pewno nagada mi po powrocie, a ja będę w tym czasie sprawdzał coś w telefonie, aby ją mocniej wkurzyć.
- To trochę brzmi jakby miała nad tobą pełną kontrolę i brakuje jeszcze, aby cię biła. Stary, radzę ci czasami na nią krzyknąć, aby nie myślała, że jesteś jej podporządkowany – zaśmiał się Niall, a ja mu zawtórowałem. On ma rację i dobrze, że mi to uświadomił. Zawsze mówiłem, że żadna kobieta nie będzie miała nade mną władzy, a tu proszę. Chcą uniknąć kłótni, robiłem to, co ona chciała. Od teraz będzie inaczej.

*4 godziny później*

- Jak znudzi ci się bycie piłkarzem, to pamiętaj, że zawsze przyjmiemy cię z otwartymi rękoma – powiedział Liam i przytulił mnie z całej siły. Zaraz po nim przyłączyła się reszta. Harry’emu było najtrudniej. Mimo swoich załzawionych oczu,  próbował tryskać radością. Po skończonym uścisku, poprosiłem, aby Hazz przeszedł ze mną na bok.
- Harry, wiem że chciałbyś, aby, został, ale nasze drogi musiały kiedyś się rozejść i właśnie dziś nastąpił ten dzień. Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Obiecuję, że będziesz wiedział o wszystkim. Jak będę miał wolne, to postaram się odwiedzić was, więc proszę, uśmiechnij się, a w tych pięknych, zielonych oczach, mam widzieć radość i zadowolenie z życia – powiedziałem z uśmiechem i po chwili znów byłem w ramionach przyjaciela. Będzie mi go brakowało.
- Będę tęsknił. Nie daj się Eleanor, a nawet zakochaj się w kimś innym, bo ona cię niszczy i pozbawia cię kontaktu z najbliższymi – stwierdził. Jego słowa zepsuły mi humor. W takim momencie musiał wylecieć z takimi słowami?! Popatrzyłem na niego spod łba i wsiadłem do samochodu. Spojrzałem na nich ostatni raz i odjechałem z piskiem opon.
Po dwudziestu minutach, byłem już pod domem moim i Eleanor, który dziś opuścimy. Wysiadłem szybko z pojazdu o ruszyłem ku drzwiom.
- Już jestem! – krzyknąłem i rzuciłem kluczyki na szafkę w salonie.
- Przyjdź do sypialni! – odkrzyknęła. Było można wyczuć w jej głosie wściekłość. Poszedłem w wyznaczone miejsce niepewnie i ze sztucznym uśmiechem, wszedłem do naszego wspólnego kąta, który niebawem będzie kogoś innego. Dziewczyna siedziała na podłodze i pakowała rzeczy do walizki, które dziś kupiła, bo jeszcze miały nie zerwane metki z cenami. Patrzyła na mnie gniewnie. Teraz zostało mi tylko czekać, aż wybuchnie.
- Jak spotkanie z Alex? – spytałem i cmoknąłem ją w policzek.
- Spoko, tylko brakowało mi tam ciebie. Wiesz, co? Miałam zamiar cię schrzanić o to, że Niall był ważniejszy ode mnie, ale Alex uświadomiła mi coś – powiedziała słodkim głosem, a mi kopara opadła. Czyżby ktoś podmienił  Alex? Nie mogłem uwierzyć, że to dzięki niej, nie ma teraz awantury. Należałoby jej podziękować, ale nie mam zamiaru tego robić.
- Co powiedziała? – zapytałem zaciekawiony jak również zdziwiony.
- Nie powinnam robić tobie awantury, bo rozstanie z nimi jest dla ciebie bardzo trudne. Powinnam docenić to, że poświęciłeś swoją przyjaźń dla mnie z powodu moich humorków i zachcianek. Dziękuję ci za to – powiedziała, wstała i złożyła na mych ustach czuły pocałunek. Coraz bardziej dziwiło mnie jej zachowanie. Nie sądzę, że byłaby w stanie udawać, aby potem skorzystać z mojej dobrej woli. Może po prostu nie znam jej tak dobrze jak sobie myślę?
- Pomogę ci z tym – odparłem i wziąłem się do roboty.
Po dwóch godzinach, wszystko było popakowane w walizki, torby i kartony. Zapakowaliśmy to do mojego dość dużego i pakownego samochodu. Oddaliśmy klucze nowym właścicielom, którzy przyjechali, gdy kończyliśmy prace w domu i ruszyliśmy w drogę do Doncaster, gdzie rozpoczniemy nowe życie. Na razie będziemy pomieszkiwać w domu, niedaleko mieszkania moich rodziców, a w odpowiednim momencie, rozejrzymy się za czymś większym.




-----
Cześć!
Z góry przepraszam, że nic nie dodałam przez 20 dni, ale miałam nadzieję, że pojawi się więcej komentarzy pod rozdziałem pierwszym, a także wyjechałam, gdzie nie miałam dostępu do internetu.

Co sądzicie o rozdziale drugim? 
Chyba myśleliście, że dowiecie się coś o planie Julie, co? 
Jednak postanowiłam ten rozdział poświęcić Louisowi.

Proszę komentujcie, bo to dla mnie bardzo ważne, ale także każdy, chociaż najkrótszy komentarz motywuje mnie do dalszego pisania oraz wiem, że ktoś czyta te wypociny.

Postanowiłam zrobić jednak zakładkę informowani, ale na razie się nie pojawi, bo na tym komputerze nie mogę jej opublikować.Jak tylko mój netbook lub brata laptop wróci z naprawy, to zakładka będzie u góry po prawej stronie. Wtedy będziecie mogli sprawdzić, czy na niej jesteście. 
Osoby, które skomentują ten rozdział, pojawią się na liście informowanych (napiszcie, czy ask, czy tt), a reszta będzie mogła dopisać się w wyznaczonym na to miejscu.

Przepraszam za błędy i miłego popołudnia xx


wtorek, 8 lipca 2014

Chapter one



Kolejny dzień w Cane Hill. Mam już dość tego szpitala! Ciągle robię to samo, nie mam tutaj znajomych, bo z innym pacjentami nie da porozmawiać, gdyż niektórzy są zamknięci w sobie,  a inni agresywni. Codziennie ktoś rzuci się na pielęgniarkę, która nas pilnuje podczas pory obiadowej oraz czasu wolnego, więc pacjent zostaje odurzony i zaniesiony do sali tortur. Przynajmniej ja tak ją nazywam. Nie ma takiej opcji, aby nie usłyszeć czyjegoś krzyku, spowodowanego przez ból. Jeszcze ani razu nie byłam w tym pomieszczeniu i nie śpieszy mi się do niego, gdyż niektórzy potrafią stracić przez to pamięć. Zdarzały się przypadki, że osoba, która przebudziła się po odbytej karze, na następny dzień umierała z powodu wycieńczenia. Dla mnie każdy z pracowników tego ośrodka to zło wcielone. Nigdy nie zdarzyło się, aby kogoś potraktowali łagodnie. Zawsze szli na całość. Nawet mój wujek taki się stał. Jestem pewna, że jednym z powodów jego zmiany jestem ja. Zawiódł się na mnie bardzo. Gdybym wiedziała, że przez moje trafienie do tego budynku taki się stanie, to poświęciłabym się i nie robiła tej złej rzeczy. Znosiłabym nadal, to jak byłam traktowana i czasami poniżana przy przyjaciołach. Dla wujka zrobiłabym wszystko, bo traktowałam go jak drugiego ojca, po śmierci mojego prawdziwego taty. Pomógł mi się pozbierać i jestem mu za to niezmiernie wdzięczna, lecz przez mój wybryk straciłam go. Gdy jestem odprowadzana do celi, to czasami go mijam. Specjalnie na niego patrzę, aby wyszeptać w jego stronę „przepraszam”, lecz ten nigdy nie podniesie na mnie swojego wzroku. Czuję się wtedy nic nie warta, ale zasłużyłam sobie na to. Teraz właśnie jestem odprowadzana i z naprzeciwka idzie wujek.
- Przepraszam cię wujku – wyszeptałam, gdy nas mijał. Mężczyzna spojrzał na mnie z bólem w oczach. Modliłam się w duchu, aby zatrzymał się na chwilę i porozmawiał ze mną. Moje modlitwy zostały wysłuchane.
- Gdybyś nie zrobiła tego, to nie musiałabyś mnie teraz za nic przepraszać – odparł z podniesionym głosem. Miał rację, jednak tego dnia mój egoizm nie znał granic. Nie liczyło się to, czy ktoś będzie cierpiał, lecz abym nie musiała już nigdy przechodzić przez piekło.
- Ty nic nie rozumiesz! Nie znasz powodu, bo nigdy przy mnie nie byłeś, gdy to wszystko się działo! – krzyczałam. Nie mogłam znieść jego obojętności do mojej osoby.
- Nie zrzucaj winy na Emily! Była najlepszą matką jaką mogłaś mieć. Nie obwiniaj jej za nic, bo nie może się obronić i powiedzieć swojej wersji. Najlepiej zejdź mi z oczu! – pokazał ochroniarzowi, aby prowadził mnie dalej. Jak on może tak mówić! No jak? Gdy przechodziłam przez to wszystko, to on załatwiał sprawy z budową tego szpitala, a gdy wracał, to matka zachowywała się jakby nic nie wydarzyło się w ostatnich godzinach.
Zostałam dosłownie wrzucona do celi. Podniosłam się z ziemi i usiadłam na łóżku, które nie było wygodne. To jest drugi powód mojego marzenia, którym jest opuszczenie murów Cane Hill. Nie dość, że nie mam tu z kim porozmawiać, to jeszcze warunki są jakie są. Ojciec nigdy nie pozwoliłby, aby pacjenci spali na tym czymś zwanym łóżkiem. Kilka metalowych prętów i na to nałożony materac, który nie jest nowy. Można powiedzieć, że zabrany spod śmietnika. Śmierdział on od początku, gdy tu trafiłam, a to było po czterech miesiącach od oficjalnego otworzenia tego szpitala. Na początku było tutaj mało pacjentów, więc jestem pewna, że nikt przede mną tu nie mieszkał. Inaczej nie da się tego nazwać, bo tu spędzam prawie każdy, cały dzień.
- Gray, zabieram cię do Natashy – oznajmił mi James. To jedyny ochroniarz, który potrafi być czasami miły. Nienawidzę jak ktoś mówi do mnie po nazwisku. Chciałam zwrócić mu uwagę, lecz przypomniałam sobie wydarzenie sprzed tygodnia. Powiedziałam mu, że wolę, aby mówił do mnie Julie, ale zamiast tego uszanować, to spoliczkował mnie i uderzył w brzuch. W tym pomieszczeniu były kamery, lecz nikt nie chciał mi pomóc lub nawet zwrócić mu uwagi. Na pewno potem naopowiadał, że moje zachowanie było niestosowne.
Nie odezwałam się do niego, tylko poszłam w stronę gabinetu, który był moim ulubionym. W towarzystwie Natashy czułam się niesamowicie, jednak zajęcia z nią miałam bardzo rzadko i trwały krótko, bo ma też innych pacjentów, którymi musi się zająć. Jest ona jedynym pracownikiem, który wie, co się stało naprawdę i jakie emocje wtedy odczuwałam.
- Witaj Julie! – przywitała mnie radośnie Natasha.
- Cześć Nat – odpowiedziałam jej, formując na twarzy szeroki uśmiech.
- Możesz odejść James. Jak będziesz potrzebny, to zadzwonię do ciebie jak zwykle – mężczyzna niechętnie opuścił gabinet. Nigdy mi nie ufał. Zanim zaczął mnie odprowadzać i pilnować, to zajmował się chłopakiem, który zwiał z ośrodka, bo był źle upilnowany. James poniósł wielkie konsekwencje i od tego czasu nikomu nie ufa na sto procent i stał się bardziej podejrzliwy.
- Słyszałam, że udało się tobie porozmawiać z wujkiem. Opowiesz mi o tym? – zapytała. Wiedziałam, że zostanę z tego powodu tutaj zaprowadzona, ale nie myślałam, że stanie się to tak szybko.
- No dobrze. Jak sama ci opowiadałam, to chciałam przeprosić wujka, lecz nigdy nie zwracał na mnie uwagi. Teraz postanowiłam wypowiedzieć te słowo nawet bez jego zerknięcia w moją stronę. Jak wypowiedziałam te słowa, to uniósł się, że nie byłoby to potrzebne jakbym tego nie zrobiła. Bronił moją matkę, bo nie znał jej prawdziwego oblicza. Chciałam mu powiedzieć, lecz wybuchł i kazał mnie odprowadzić do celi – wyjaśniłam wszystko w skrócie. Nie byłam typem osoby, która lubi dużo mówić i ciągle opowiadać o jednym. Wolałam powiedzieć krótko, zwięźle i na temat.
- Niestety nie jestem w stanie namówić Lucasa, aby z tobą porozmawiał. Byłam u niego trzy razy i zawsze odmawiał, i prosił, abym wróciła do swoich obowiązków.
- Może jeszcze kiedyś będziemy w stanie porozmawiać tak jak kiedyś.
- Nie mogę tego tobie obiecać, lecz będę trzymała kciuki, aby ci się udało – w odpowiedzi posłałam jej uśmiech. Gdybym nie znała jej od początku pobytu w Cane Hill, uznałabym, że wypełnia tylko swoje obowiązki. Teraz jestem pewna, że powiedziała prawdę. Nie umiem rozpoznać, czy ktoś kłamie, czy nie, ale czuję, że jednak mówi prawdę.
Spojrzałam na drzwi po lewej stronie. Czasami z ich wnętrza dochodziły dziwne dźwięki. Byłam bardzo ciekawa, co się kryje za tymi drzwiami. Nie chcę wracać od razu do celi, ale boję się, że moja ciekawskość właśnie mnie tam pośle. Sporządziłam za i przeciw w myślach. Jednak postanowiłam spróbować.
- Nat?
- Słucham? Chcesz się jeszcze z czegoś zwierzyć?
- Nie, chciałabym zadać tobie jedno pytanie, tylko jak je usłyszysz, to nie odsyłaj mnie.
- Pytaj śmiało. Nawet przez myśl mi nie przejdzie, aby cię odesłać.
- Co jest za tymi drzwiami? Czasami słychać z nich dziwne dźwięki – zapytałam, a kobieta zmieszała się. Na pewno rozmyślała, czy może mi powiedzieć. Przez dłuższy czas nie odzywała się, więc straciłam nadzieję, że zdobędę informacje na ten temat.
- Nie powinnam ci tego mówić, ale ufam tobie, więc ci wyjaśnię. Za tymi drzwiami jest kapsuła – popatrzyłam na nią ze zdziwieniem, bo nie wiedziałam dokładnie o co jej chodzi. – W niej jest bardzo chłodno, a wręcz mroźno, bo w ciągu trzydziestu minut człowiek umiera – wyjaśniła do końca. Nie spodziewałam się, że wujek może kupić coś tak potwornego! Oni nie mają serca jak kogoś tam wsadzają.
- Ilu pacjentów już zamroziliście na śmierć?
-  Pięciu.
- Czemu wy ich tam zamykacie? Powinniście im pomagać, a nie zabijać! Ty też bierzesz w tym udział?
- Im się już nie dało pomóc, skarbie. Coraz częściej nas atakowali, grozili i mieli chore urojenia! Nie dało im się już pomóc. A co do brania w tym udziału, to tak. Muszę zawsze decydować, czy pacjenta ukarać, czy może nie – zamarłam. Nie mogłam uwierzyć. Jak tak dobra kobieta może coś takiego robić? Myślałam, że to jedyna osoba, która nie chce krzywdzić innych. Myliłam się jak zwykle.
- Nie można było ich wysłać do innego szpitala? Może tam by im pomogli.
- Oni już byli tak chorzy psychicznie, że nikt by im nie pomógł. Nie można było ich też zostawić w spokoju, bo szpital nie ma pieniędzy na utrzymywanie osób, którym nie pomoże się. Przykro mi, że się dowiedziałaś prawdy, ale nie chciałam wymyślać jakieś bajeczki, w którą tak najprawdopodobniej byś nie uwierzyła – powiedziała. Popatrzyłam na nią z niedowierzaniem. Kolejna osoba, na której się zawiodłam. Jednak cieszył mnie trochę fakt, iż nie chciała kłamać.
- Czy mnie też chcesz tam zamknąć? Jestem tutaj dość często, a ty oceniasz, czy dana osoba zasługuje na tą okrutną śmierć – w duchu modliłam się, aby powiedziała nie. Jak chce mnie zamknąć w komorze, to moją ucieczkę będzie trzeba przyśpieszyć.
- Nigdy nie zgodzę się, abyś się tam znalazła. Nie wyglądasz, ani nie zachowujesz się jakbyś miała problemy z psychiką, więc zostajesz na oddziale tak długo jak trzeba – odetchnęłam z ulgą. Już wolałabym popełnić samobójstwo niż trafić do tej zamrażarki.
- Zadzwonię już po Jamesa – poinformowała mnie. Pokiwałam twierdząco głową i skupiłam się na drzwiach, które nie różnią się niczym od innych.
- Gray, czas na ciebie – powiedział mężczyzna, którego miałam ochotę udusić.
- Jestem Julie! – krzyczałam w myślach. Poczłapałam z nim do mojego miejsca snu. Gdy zostałam sama, to zaczęłam obmyślać plan. Wymyśliłam coś genialnego.


-----
Bardzo dziękuję za 12 komentarzy pod prologiem! 
Jak oceniacie rozdział pierwszy? Początki zawsze są trochę nudne, aby przedstawić całą sytuację, lecz mam nadzieję, że nie zanudziłam Was na śmierć :)

Przepraszam za błędy xx

Do następnego :* 

niedziela, 6 lipca 2014

Prologue

Jestem pacjentką szpitala psychiatrycznego Cane Hill w Doncaster. Na pewno każdy myśli, że ten szpital mieści się w południowej części Londynu. Niestety spłonął pod koniec 2010 roku. Czemu niestety? Mieścił się on niedaleko mojego dawnego domu, gdzie mieszkał mój schorowany ojciec. Zanim zachorował, to odwiedzałam go codziennie, bo był dyrektorem tego ośrodka. Zawsze interesowałam się życiem ludzi psychicznie chorych. Ojciec umożliwiał mi poznanie ich, jak i metod leczenia. Jednak nie mówił mi o tych przerażających i budzących strach. Po śmierci ojca zamknięto placówkę, a pacjentów przeniesiono do szpitala w Londynie. W pierwszą rocznicę śmierci, budynek spłonął. Moje wspomnienia zniknęły wraz z murami Cane Hill. Mój wujek postanowił zbudować taki sam szpital, tylko że w Doncaster, gdzie aktualnie się znajduję. Budynek został budowany przez rok, gdyż wujek chciał, aby wyglądał identycznie jak ten w Londynie. Dlaczego?  Chcieliśmy mieć jakąś „pamiątkę” po moim ojcu, a jego bratu.
Nie mogłam pomagać mu w prowadzeniu szpitala, ponieważ na głowie miała jeszcze matkę, która nienawidziła mnie. Nigdy nie byłam posłuszna, nie zdobywałam dobrych ocen w szkole i interesowałam się życiem osób, które trafiły do ośrodka taty. Byłam córeczką tatusia, więc czego się spodziewała? To on pomagał mi w problemach miłosnych, szkolnych i ze znajomymi. Jej nigdy przy mnie nie było, bo ciągle spotykała się ze swoimi przyjaciółkami, których nienawidziłam. Nie byłam takie jak one, czyli nie chodziłam z tapetą na twarzy, nie ubierałam stylowych ubrań i nie podążałam za modą. Chodziłam w tym, w czym było mi wygodnie. Nie akceptowały tego, więc jeszcze bardziej   nastawiły negatywnie na mnie moją matkę. Była nie do zniesienia, więc wymyśliłam plan, który wcieliłam w życie. Dzięki niemu znajduję się tutaj w Cane Hill i mogę żyć pośród ludzi, u których boku czuję się niesamowicie. Jednak te miejsce zaczyna mnie nudzić, chcę aby moje serce ogarnęło uczucie, którego potrzebuje każdy człowiek, czyli miłości. Chciałabym się zakochać, ale tutaj nie ma nikogo, z kim mogłabym spędzić resztę życia w szczęściu. Przez ostatnie dni myślałam intensywnie nad planem wydostania się z tych murów. Jestem pewna, że ucieknę stąd niezauważalnie. Poczekam jeszcze trochę czasu i wydostanę się stąd na zawsze.





-----
Dziękuję bardzo za miłe słowa pod wstępem!! Niestety nie poradzę na to, że jednej osobie nie spodobała się główna bohaterka. Nie każdemu jestem w stanie dogodzić. Ale mam nadzieję, że to nie wpłynie na to, czy będziesz czytała :) 
Informować będę te osoby, które napiszą komentarz, bo tworzenie listy informowanych jest według mnie bez sensu.

Przepraszam za błędy xx

Do następnego :*


piątek, 4 lipca 2014

Wstęp

Cześć! Parę dni temu w mojej głowie pojawił się obraz nowego fanfika. W jeden wieczór napisałam cały zarys pierwszej części. Tak, to fanfiction będzie miało parę części. Nie wiem dokładnie ile, ale podejrzewam, że ograniczę się do dwóch. Przynajmniej tak myślę. W związku z tym, że moje dwa opowiadania, które piszę, niedługo zakończę, bo nie mam za bardzo pomysłu jak je przedłużyć, to utworzyłam już bloga na tego fanfika.  Nie wiem, czy ktoś się nim zainteresuje, ale mam nadzieję, że trochę osób poczyta te moje wypociny. Prolog już mam w całości napisany. Nie za długi, nie za krótki, lecz w sam raz, aby wprowadzić Was we wszystko :)
Początkowe rozdziały będą mogły wydawać się trochę nudne, ale mam zamiar w nich opisać teraźniejsze życie bohaterów, a potem akcja się rozkręci.
Poniżej napisałam coś, co może Was w jakiś sposób zachęcić do dalszego czytania. Bardzo chciałabym, aby każdy skomentował, to co na razie przedstawiłam. Jeżeli będę widziała zainteresowanie, to w najbliższych dniach wstawię prolog.
Każdy kto zostawi swój username (TT lub ask, tylko jak ask, to w nawiasie napisać), to poinformuję go, gdy wstawię prolog.

Niektórzy znają mnie pewnie z Mysterious Knowledge,  You Changed Me, Jeden Wyjazd Zmienia Wszystko lub chociaż z krótkich imaginów na Directioners Imaginy 69. Jeżeli któregoś nie czytaliście, to zapraszam! :)


Tytuł : Girl From The Mental Hospital
Miejsca akcji: Doncaster, Londyn
Czas akcji: czasy współczesne
Autor: @JuliaKlove1D


Ona - Julie Gray/ Melanie Powell - osiemnastoletnia dziewczyna, która trafiła do szpitala psychiatrycznego przez czyn, który dokonała nie znając jego konsekwencji. Była w pewien sposób zadowolona z tego, iż trafiła właśnie do Cane Hill. Od pewnego czasu myślała nad planem ucieczki.
On – Louis Tomlinson – gwiazda muzyki pop i piłki nożnej. Uwielbia śpiewać jak i grać w piłkę. Niedawno podpisał kontrakt z drużyną w jego rodzinnym mieście. Za namową swojej dziewczyny, Eleanor Calder, myśli nad zrezygnowaniem z zespołu, w którym śpiewa już od 4 lat.

Czy Louis zostawi One Direction dla kariery piłkarskiej? Czy Julie będzie w stanie uciec niezauważalnie?  Co będzie łączyło tych dwojga? Jak się poznają? Czy pokochają się wzajemnie, a może znienawidzą?