czwartek, 7 sierpnia 2014

Chapter four

- Przepraszam… Muszę to zrobić. To moja jedyna opcja - wyszeptałam. Natasha nie wiedziała, o co mi chodzi. Z przerażeniem wstała z sofy, a ja za nią. Zatrzymała się przed biurkiem, oddychając ciężko i nie wiedząc, co miałam na myśli. Najciszej jak się dało, podniosłam metalowy stołek, którym uderzyłam Nat w głowę. Kobieta powoli opadała na ziemię. W moich oczach pojawiły się łzy. Jak mogłam skrzywdzić tak dobrą kobietę? No jak? Była najukochańszą osobą w tym ośrodku, a ja musiałam ją zranić, aby osiągnąć swój cel - opuszczenie murów Cane Hill.
Przykucnęłam przy bezwładnym ciele Nat. Zaczęłam ściągać z niej czarną marynarkę, niebieską koszulę, a następnie czarne dżinsy, które były idealnie dopasowane do jej figury. Następnie zrzuciłam ze swojego chudego ciała, mój turkusowy uniform. Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka, spowodowana nagłym spadkiem temperatury w pomieszczeniu. spowodowały to uchylone drzwi od kapsuły, które otworzyłam. Niezgrabnie wskoczyłam w ciuchy kobiety, potykając się przy ty, lecz nie ubrałam jednej z jej części garderoby - wysokich szpilek. W tych szczudłach nie dałabym rady biec, więc na nogach zostawiłam moje czarne trampki.
Po niecałych pięciu minutach, udało mi się ubrać Nat. Chwyciłam kobietę za ramiona i przeciągnęłam po ziemi, aż pod same drzwi kapsuły. Obcasy kobiety wywoływały niemały hałas, więc musiałam je jej zdjąć. Buty postawiłam obok biurka, a ich właścicielkę wrzuciłam z trudem do mroźnej klatki. Po moich policzkach nadal płynęły łzy. Właśnie pozbawiłam życia moją bratnią duszę, która w żaden sposób nie wybaczy mi, gdy znajdzie się tam na górze. A może ktoś ją w porę ocali? Wątpię.
Do mojego planu wykorzystałam tylko ją, ponieważ mamy podobne figury oraz te same włosy. Pewnie was dziwi, czemu pracownica oraz pacjentka Cane Hill wyglądają tak samo. Otóż gdy po miesiącu zbliżyłam się mocno do Nat, to ona postanowiła również mieć loki, gdyż zawsze jej podobały się. Kolor włosów miałyśmy ten sam, więc po jej długotrwałych, rannych zabiegach, wyglądałyśmy prawię jak bliźniaczki. Różniły nas tylko inne rysy twarzy oraz codzienne stroje.
Wygładziłam rękawy marynarki i ruszyłam w stronę drzwi. Ostatni raz rozejrzałam się po pokoju pełnym wspomnień. Wytarłam łzy, które za nic w świecie nie chciały przestać lecieć. Opuściłam loki na twarz, tak aby nie dało się mnie rozpoznać i wyszłam. Zdziwił mnie fakt, że nigdzie nie było Jamesa. Może odechciało się mu czekać, aż Natasha da mu znać, że może wejść?
Szłam podejrzanie pustymi korytarzami. Nigdzie nie było widać ani jednego ochroniarza. Ucieszył mnie ten fakt, lecz nie mogłam za szybko pokazywać oznak szczęścia, gdyż ktoś mógł nagle pojawić się. Bałam się jak cholera, że zaraz ktoś rozpozna we mnie Julie i wrócę z powrotem do swojej celi, ale przed tym trafiłabym do pokoju tortur. Z moim ciałem, nie przeżyłabym nawet godziny podczas odbywania tej najgorszej kary. Najprawdopodobniej padłabym z wycieńczenia.
Przede mną pojawiły się drzwi, przez które marzyłam przekroczyć. Jednak z nikąd, obok mnie pojawiła się jedna z pielęgniarek. Przełknęłam głośno ślinę ze zdenerwowania. To już koniec. Na pewno już po mnie.
- Natasho, za godzinę musisz już oddać nam Gray, bo powinna coś zjeść, a potem na żądanie pana Lucasa, ma do niego przyjść - zwróciła się do mnie, Jane - długowłosa blondynka, która zawsze nosiła związane włosy w kucyk. Zazdrościłam jej tak prostych kosmyków. Zawsze chciałam takie mieć i może już niedługo, będę je miała. Od tego zależą najbliższe minuty. Pokiwałam twierdząco głową, na znak, że zrozumiałam jej słowa. Modliłam się, aby już odeszła, ale nie stało się tak. - A tak w ogóle, to gdzie wybierasz się? Powinnaś być teraz z Gray - powiedziała. Za pierwszym razem, nie zwróciłam uwagi, że powiedziała po nazwisku, lecz teraz miałam ochotę uderzyć ją za to.
Nie mogłam odezwać się, gdyż mam bardziej słodszy głos od Nat. Przeszukiwałam kieszenie, z nadzieją, że coś w nich znajdę, co posłuży jako wymówka na zadane pytanie. Jak widać, szczęście mi dziś dopisuje, ponieważ znalazłam w prawej kieszeni marynarki, papierosy. Pośpiesznie wyjęłam je i pomachałam nimi przed nosem, Jane. Dziewczyna westchnęła i pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Eh… Przecież dobrze wiesz, że od tego jest specjalne pomieszczenie na dachu, ale jak musisz wyjść, to idź. Widzę cię za pięć minut z powrotem - powiedziała całkiem poważnie i oddaliła się. Uśmiechnęłam się pod nosem i opuściłam budynek. Odetchnęłam głęboko. Ach… Wreszcie świeże powietrze. Tego mi brakowało podczas pobytu w szpitalu psychiatrycznym.
Szłam powoli dróżką, która prowadziła do bramy. Cała w skowronkach, przechadzałam się ostatni raz po tej ziemi. Przynajmniej do czasu…
Chwila… Mam pięć minut, a potem Jane sprawdzi, czy wróciłam i wszystko wyjdzie na jaw! Nawet nie wiem kiedy, ale zaczęłam biec najszybciej jak potrafię. Kilku strażników zwróciło na mnie uwagę, ale nawet nie próbowali zatrzymać mnie. Co za ludzi zatrudnij wujek? Nawet nie zainteresowali się tym zbytnio. A gdyby to był ktoś groźny i zagrażałby życiu innych ludzi? Idioci.
Zatrzymałam się przy tabliczce z napisem: Ścieżka do szpitala Cane Hill.
- Już nigdy nie ujrzę cię, ty durna tablico! - krzyknęłam i kopnęłam w jeden z metalowych prętów. Nawet nie drgnął. Nie spodziewałam się tego, ale też bólu, który opanował moją stopę. Niemiłosiernie mnie bolała, ale musiałam dalej biec, gdyż za chwilę wszyscy zorientują się, co zrobiłam.
 Moim celem był stadion, gdzie właśnie kibice opuszczali trybuny. Będzie to moja chwilowa kryjówka, gdzie nikt mnie nie rozpozna i nie złapie.
Po półgodzinnym biegu, dotarłam przed stadion. Obróciłam się na chwilę i zamarłam. Sto metrów za mną, stało paru ochroniarzy, którzy zmierzali ku mojej osobie. Na ich twarzy było wymalowane zadowolenie, gdyż zaraz mogli mnie dopaść. Nie dam złapać się tak łatwo. Co to, to nie.
Znów zaczęłam biec, nie zważając na ból. Już zaczęła mnie nudzić ta rutyna, lecz musiałam to robić, gdyż nigdy nie pozwolę na powrót do tego okropnego miejsca. Nie zniosę już jedzenie, którego nie da przełknąć się, turkusowego uniformu i wujka. Nie dam się tak łatwo. Powtarzam. Nie dam!
Wleciałam w tłum kibiców. Niektórzy byli nietrzeźwi, a inni krzyczeli za mną, że mam uważać jak chodzę, bo nie jestem księżniczką. W odpowiedzi tylko pokazywałam im środkowy palec i przyśpieszałam, aby nie dogonili mnie, w razie gdyby wpadli na taki pomysł.
Podczas sprintu, olśniło mnie. Gdy chodziłam na mecze Doncaster Rovers, to żeby zobaczyć piłkarzy, skradałam się przy pobliskich blokach i podglądałam ich, jak wchodzili do autobusu. Aby dostać się tam, musiałam nieźle natrudzić się, gdyż co jakiś czas, przeszkadzali mi osiedlowi menele, którzy nigdy nie rezygnują z zaczepienia niewinnej nastolatki. Postanowiłam również teraz wykorzystać tą drogę, bo jest szansa, iż wtedy zgubię osiłków, którzy podążali za mną. Gwałtownie skręciłam w lewo. Następnie robiłam slalom pomiędzy blokami, aby ich zmylić. Udało mi się to, gdyż po chwili, nie było ich za mną.
Gdy biegłam na tyłach stadionu, to niespodziewanie uderzyłam w kogoś. Spojrzałam prosto w jego niebieskie tęczówki, w których zakochałam się. Nigdy nie widziałam takiego odcienia.

*Louis*

Taaaaak! Wygraliśmy pięć do zera. Dwa z nich strzeliłem ja. Trener był ze mnie bardzo zadowolony, gdyż przed meczem nie uczestniczyłem w treningu, bo byłem zbyt zmęczony podróżą. Za każdym razem, gdy zdobyliśmy bramką, Eleanor lądowała w moich ramionach. Cieszyło mnie, że w takich chwilach jak tamte, jest zawsze obok i mogę podzielić się z nią moimi przeżyciami.
- Kochanie, zostawiłem telefon w szatni. Idź już do samochodu, a ja zaraz przyjdę - oznajmiłem i podałem jej klucze. Ucałowałem dziewczyny policzek i cofnąłem się po swoją własność. Jestem pewien, że Styles już próbował skontaktować się ze mną, jak to robił po każdym meczu. Teraz wiem, że go nie ujrzę za szybko, więc jeszcze bardziej chcę porozmawiać z moim przyjacielem.
Kiedyś można było nadrobić wszystko, przy wieczornym piwie, następnego dnia, lecz teraz mogę tylko o tym pomarzyć. Coś trzeba było wybrać. Albo Eleanor, albo chłopaków. Za bardzo ją kocham, aby móc z niej zrezygnować.
Sięgnąłem po telefon, który leżał samotnie na ławce, przy której jeszcze chwilę temu, przebierałem się. Miałem pięć nieodebranych połączeń od Harry'ego. Postanowiłem oddzwonić później, bo teraz chcę jak najszybciej położyć się do łóżka, a wtedy nikt nam nie przerwie. El zawsze odchodziła na bok, gdy rozmawiam z lokowanym, gdyż czuje, że chciałbym pogadać z nim na spokojnie oraz w samotności. Jestem jej wdzięczny za to. Rozumie mnie, że nie lubię rozmawiać przy innych ludziach, niektórzy wyśmialiby mnie z tego powodu, ale ona nie. Zawsze wolałem usiąść w cichym miejscu i odbyć rozmowę na spokojnie, a nie w pośpiechu, gdyż ktoś nagle zażądałby czegoś ode mnie. Oczywiście od Paula i chłopaków odbierałem zawsze, lecz połączenie zakończyło się po zaledwie dwóch minutach, a nie godzinach.
Wyszedłem z budynku, wpatrzony w ekran telefonu, gdyż pisałem do Hazzy, że zadzwonię później. Byłem niedaleko auta i ktoś we mnie wpadł. Chwyciłem tą osobę za ramiona i popatrzyłem na nią. Była to dziewczyna z pięknymi, brązowymi lokami, które niedbale przykrywały jej twarz. Jej błyszczące, również tego samego koloru oczy, przykuły moją uwagę. Ujrzałem w nich coś niesamowitego, nawet nie umiem tego opisać. Dziewczyna uśmiechnęła się niemrawo.
- Przepraszam - wydukała i uciekła. Stałem w osłupieniu. Nie mogłem otrząsnąć się po tym przypadkowym spotkaniu.
W oddali ujrzałem sylwetkę tej dziewczyny. Poczułem w sercu dziwne ukłucie, które nie jestem w stanie wytłumaczyć. Dlaczego zwykła dziewczyna, o niezwykłych oczach sprawiła, że moje serce również zabiło mocniej? Nie wiem i najprawdopodobniej nie dowiem się, bo jest niewielka szansa, że ujrzę ją jeszcze raz.




-----
Cześć, Kochani! :)
Dziękuję bardzo za komentarze pod poprzednim postem! Każdy z nich zmotywował mnie, aby napisać ten rozdział. Jeszcze nigdy nie pisała przez trzy dni rozdziału, zawsze zajmowało mi to parę godzin, ale teraz ciągle wyjeżdżałam i nie miałam jak przelać moich myśli na papier. 
Jutro wraca mój kochany Netbook, co oznacza, że będzie pisało mi się lepiej, gdyż nie będę musiała dwa razy pisać tego samego. 

Proszę Was o szczerą opinię na temat tego rozdziału! Nie napiszę, co myślę o nim, bo jest ona bardzo negatywna, a tego raczej tak nikt nie chciałby czytać.

Pojawiła się w końcu zakładka z listą osób, które będę informowała o rozdziałach. Jeżeli chcesz znaleźć się na niej, to napisz w komentarzu :)

Przepraszam za błędy xx

WAŻNA INFORMACJA:
Z racji, że wyjeżdżam (10.08 - 17.08) rozdziały nie pojawią się w tych dniach. Na wakacjach postaram się coś napisać, ale nic nie obiecuję. Jeżeli już coś napiszę, to postaram się jak najszybciej dodać.

Dobranoc :)



10 komentarzy:

  1. O matko co to za dziewczyna!? Spotka ją jeszcze? A jeśli ją spotka to co będzie dalej?
    Na prawdę świetnie piszesz :)) Czekam niecierpliwie na następny ;*

    Zapraszam do mnie ;)) 5 - rozdział już jest :)))
    http://isnt-she-precious.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. @grande_speranza8 sierpnia 2014 10:41

    Hej!
    Czekałam na ten rozdział z niecierpliwością i muszę przyznać, że jestem usatysfakcjonowana. Zaskoczyło mnie to, jak Julie zachowała się w stosunku do Natashy - rozumiem, że musiała sobie pomóc, ale postąpiła brutalnie, aż za bardzo. Miejmy nadzieję, że biedna psycholożka przeżyje, bo co do tego, że jej pacjentka ucieknie, nie mam najmniejszych obaw :). Część pisana z perspektywy Lou była zwyczajna, wręcz sztampowa, jednak to można wybaczyć. Nie przepadam za Eleanor w tym opowiadaniu, więc nie dbam o jej relację z Tomlinsonem, interesuje mnie tylko Julie. Mam nadzieję, że główni bohaterowie spotkają się szybciej, niż myślę, bo jest to jeden z bardziej intrygujących wątków tej historii.
    Nie zauważyłam błędów językowych, jednak ciągle masz problemy z interpunkcją (chodzi mi o przecinki). Najbardziej rzuciło mi się w oczy zdanie: "Dwa z nich, strzeliłem ja". W tym przypadku przecinek nie jest potrzebny, bowiem nie oddziela zdań składowych, żadnego wtrącenia itp. Poza tym jest coraz lepiej, jestem z Ciebie dumna :)

    Bardzo się cieszę, że tak szybko dodałaś ten rozdział. Mam nadzieję, że nowy post pojawi się kilka dni po Twoim powrocie. Weny życzę <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć :)
      Bardzo dziękuję za Twoją szczerą opinię.
      Zdanie "Dwa z nich, strzeliłem ja" już poprawiłam. Jeżeli masz coś przeciwko, to poprawię na błędne, bo nie chciałabym Cię w jakiś sposób urazić.
      Kolejny rozdział już jest w 1/3 przepisany, ale muszę ciągle coś poprawiać, bo dla mnie nie jest dopracowany, więc pojawi się dziś albo jutro.
      Dziękuję jeszcze raz :)

      Usuń
    2. @grande_speranza18 sierpnia 2014 13:26

      W żaden sposób nie czuję się urażona, każdy popełnia błędy, prawda? Denerwują mnie jedynie te osoby, które uważają, że niepoprawna interpunkcja nie jest żadnym problemem, ponieważ "każdy rozumie o co chodzi".

      Boże, nie mogę się już doczekać nowego rozdziału :). Nie przeszkadzaj sobie :D

      Usuń
  3. Super blog,
    Nominuję cię do Liebster Awards
    Więcej informacji http://mynewcrazyhouse1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. wowowowowow
    udało jej się uciec!
    ale Nat umrze ;c

    ciekawa jestem, co teraz będzie.
    Louis jej będzie szukał?
    spotkają się jeszcze?
    omg, no dalej!
    @prfctstylez

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział super ! Jestem ciekawa co sie wydarzy pozniej i jak spotkaja sie drugi raz :D

    OdpowiedzUsuń
  6. kurczę chcę wiedzieć czy Lou się w niej na dobre zakocha i czy będą razem szczęśliwi.. no i żeby ona miała normalne zycie. ;) Czekam z niecierpliwością ;*
    - Obsesja na punkcie Azjatów.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nareszcie udało jej się uciec!! :))
    Nie mogę się doczekać następnego.. Pisz szybko ;*
    Przepraszam, że nie było mnie tak długo :) <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Z niecierpliwością czekam na następny rozdziałek, <3 / Sorki, spadły mi moje nachos.

    OdpowiedzUsuń